29.12.13

Rozdział 14



            Długo zastanawiałam się nad tym czy dobrze zrobiłam, i czy aby na pewno nie będę tego żałować. Potraktowałam mojego ojca bardzo ostro, ale przecież wiedziałam, że dla niego liczyła się tylko jego rodzina, a ja byłam jedynie błędem jego młodości. Tak naprawdę bardzo pragnęłam mieć ojca, bo wiedziałam, że dzięki niemu mogłam zaznać namiastki prawdziwej rodziny. Ale skoro wiele lat temu moja mama zerwała z nim kontakt, to musiało coś oznaczać, nie zrobiła tego bez powodu.
            Zbliżały się moje urodziny, których szczerze mówiąc nie mogłam się już doczekać. Zdawałam sobie sprawę, że nikt nie wiedział o moim święcie, ale nawet nie liczyłam na jakiekolwiek życzenia. Cieszył mnie fakt, że kończę 17 lat, że coraz bliżej mi do upragnionej osiemnastki, kiedy będę mogła opuścić dom dziecka. Tak naprawdę okazało się, że nie jest tu aż tak źle. Poznałam tu przecież wspaniałych ludzi. Poznałam tu Justina. Nigdy nie przypuszczałam, że na tym świecie znajdzie się ktoś, kto będzie mnie rozumiał tak dobrze, jak właśnie Justin. Na początku był dla mnie jak dobry kolega, później traktowałam go jak opiekuńczego starszego brata. A teraz...teraz to były bliższe relacje, przynajmniej z mojej strony. Dla mnie Justin był kimś ważniejszym niż przyjaciel. Nie wiedziałam co zrobić, bo przecież nie mogłam przyznać się do tego, że się w nim zakochałam.

*

            W dniu moich siedemnastych urodzin obudziłam się wcześnie rano, poszłam do łazienki, zjadłam śniadanie, po czym wyszłam do szkoły. Cały poranek nie różnił się niczym od innych zwykłych dni. Po zajęciach poszłam na cmentarz, gdzie zapaliłam znicz na grobie mojej mamy, po czym wróciłam do domu dziecka. Nic nie wzbudzało moich podejrzeń dopóki nie weszłam na stołówkę, gdzie zobaczyłam ogromny tort i wszystkich mieszkańców, którzy od razu po kolei zaczęli mi składać życzenia urodzinowe. Prawda była taka, że ogromnie się wzruszyłam i nie mogłam powstrzymać łez. Nigdy wcześniej nie spotkałam tak wielu wspaniałych ludzi. Może to paradoksalnie brzmi, ale może te moje nieszczęścia na coś mi się zdały i przyniosły mi ogromne szczęście. Przecież tak wiele razy słyszałam, że nic nie dzieje się bez powodu.
-Wszystkiego najlepszego Katy! - krzyknęli wszyscy.
-Dziękuję – powiedziałam wzruszona. - Nawet nie wiecie, jak wiele to dla mnie znaczy...
            Moje urodziny nigdy nie były takie wspaniałe. Zawsze moja mama zapraszała moje koleżanki z klasy, żeby nie było mi smutno, ale prawda była taka, że nie dogadywałam się z nimi, a one mnie nawet nie lubiły. Przychodziły tylko dlatego, że zawsze były fajne atrakcje. Uśmiechałam się, udawałam zadowoloną, żeby tylko nie sprawić mamie przykrości. Wiedziałam, że się starała, ale dla mnie urodziny mogły nie istnieć. Wolałam spędzić ten dzień tylko z mamą na dachu naszego domu popijając gorącą czekoladę. Byłoby idealnie, ale mama zawsze chciała jak najczęściej wywoływać uśmiech na mojej twarzy i szukała różnych możliwych sposobów.
            W domu dziecka miałam rodzinę, pomimo tego, że ledwo znałam tych ludzi, kochałam ich jak własne rodzeństwo. Byli dla mnie najważniejsi. Przyjechała też mała Katy, którą pokochałam od pierwszego spotkania. Był Justin, który mnie wspierał i był najwspanialszym chłopakiem jakiego znałam. Była Nora i Clara – moje współlokatorki. Nora była moją przyjaciółką, a Clara, choć początki naszej znajomości nie były dobre, ona okazała się fajną dziewczyną. Byli też inni, których imion czasami nie pamiętałam, ale byli oni tak samo ważni, byli częścią tego jednego wielkiego domu, częścią naszej rodziny.
            Czy mogłam sobie wyobrazić lepsze urodziny? Nie sądzę. W przeszłości mama zapraszała moje koleżanki, których nie lubiłam. Nie miałam nikogo bliskiego oprócz mamy. A kiedy ona odeszła, wszystko się posypało. Jednak zyskałam coś ważnego. Rodzinę.
-Justin – szepnęłam do chłopaka. - Możemy porozmawiać? - zapytałam.
-Pewnie – uśmiechnął się.
-Przejdziemy się? - kiedy o to spytałam, chłopak jedynie kiwnął głową.
            Wyszliśmy na spacer i przez kilka minut w milczeniu przechadzaliśmy się po niewielkim lasku niedaleko domu dziecka. Aż w końcu przystanęłam obok jednego z drzew i spojrzałam na szatyna.
-Wiem, że za kilka dni masz urodziny – oznajmiłam. - Jestem kiepska w robieniu niespodzianek, dlatego mój prezent chciałam ci dać teraz – uśmiechnęłam się nerwowo. - Daj rękę – poprosiłam, a chłopak niepewnie wyciągnął dłoń. Położyłam na niej przedmiot i zamknęłam dłoń.
-Co to jest? - zapytał zdezorientowany.
-Sam zobacz – nalegałam. Kiedy zobaczył co mu dałam, nadal niczego nie rozumiał i wcale mu się nie dziwiłam.
-Klucze? - zdziwił się.
-Tak. Wiem, że potrzebujesz mieszkania – uśmiechnęłam się. - Możesz tam zamieszkać dopóki nie znajdziesz czegoś innego. Oczywiście nie musisz się śpieszyć.
-A skąd ty masz to mieszkanie?
-To jest mieszkanie, w którym mieszkałam z moją mamą – powiedziałam cicho. - Ja będę w nim mogła zamieszkać dopiero gdy skończę osiemnaście lat.
-Nie mogę tego przyjąć – stwierdził chcąc oddać mi klucz.
-Możesz, a nawet musisz. To mieszkanie stoi puste, a tobie bardzo się przyda.
-Przecież to twoje mieszkanie, to pamiątka po twojej mamie.
-Posłuchaj – westchnęłam. - Moja mama nie żyje. Zawsze powtarzała mi, że trzeba sobie pomagać, bo jeśli się komuś pomaga, to wraca do nas ze zdwojoną siłą. Przecież nie daję ci tego mieszkania w prezencie, powiedzmy, że ci je wypożyczam na czas nieokreślony – zaśmiałam się.
-Wiesz, że jesteś cudowna? - zapytał z szerokim uśmiechem.
-Teraz już wiem.
-Naprawdę, strasznie ci dziękuję. Obiecuję, że będę dbał o to mieszkanie, jak o największy skarb.
-Może pójdziemy tam w weekend, pokażę ci wszystko? – zaproponowałam.
-Z przyjemnością – uśmiechnął się. - Jesteś moją wybawicielką – stwierdził i mocno mnie do siebie przytulił.
            Dla Justina był to jedynie niewinny uścisk z przyjaciółką. Ale dla mnie było to coś więcej. Nie robiłam sobie nadziei. Chciałam jedynie, żeby w końcu ktoś zwrócił na mnie uwagę. Potrzebowałam miłości, uczucia, zainteresowania. Tylko tyle, a zarazem aż tak wiele.

*

            Minęło kilka dni i Justin miał swoje święto, które wszyscy uczcili. Wszystkie dzieciaki w domu dziecka uwielbiały Justina i traktowały go jak starszego brata. On był dla nich wzorem, był kimś więcej niż mieszkańcem sierocińca. Był ich opiekunem, moim również. Przypomniała mi się mała Katy i dzień, kiedy przybyłam do domu dziecka. Siedziałam obok nich, widziałam ich silną więź, która ich łączyła. On troszczył się o każdego. Pamiętałam jego tragiczną historię i powoli zaczynałam wszystko rozumieć. On był taki dlatego, że tamtego piekielnego dnia nie udało mu się uratować siostry, był na siebie zły, choć nie powinien. Był dzieckiem, nie mógł nic zrobić, był bezbronny wobec kata, jakim był jego ojczym. Tak strasznie było mi go żal. Jednak Justin nie oczekiwał na litość, nie liczył na to, że ktoś do niego podejdzie i powie, jak jest mu przykro. Justin był najsilniejszym człowiekiem, jakiego znałam i to dzięki niemu ja z dnia na dzień stawałam się coraz silniejsza.
            W weekend, tak jak się umówiliśmy, poszliśmy do mieszkania, w którym miał zamieszkać Justin. Poszliśmy do mieszkania, z którym wiązało się tak wiele wspomnień. Kiedy tylko otworzyłam drzwi, poczułam zanikający zapach, zapach, który zawsze witał mnie, kiedy otwierałam te drzwi. Weszliśmy do środka, wszystkie meble były poprzykrywane folią. Wszędzie było tak pusto, tak smutno, że nie dało się tam wytrzymać. Westchnęłam i z trudem powstrzymywałam łzy płynące mi do oczu.
-Katy, jeśli to dla ciebie trudne, nie musimy tu być – stwierdził stojący za nią Justin.
-Nie, wszystko w porządku – uśmiechnęłam się. - Po prostu nie przywykłam do tego, że jest tutaj tak pusto.
            Podeszłam do kanapy i zdjęłam z niej folię. Szeroko się uśmiechnęłam, kiedy zobaczyłam mebel, na którym leżałam godzinami i oglądałam ulubione programy w telewizji. Później podeszłam do fotela i również zdjęłam folię. Pamiętałam, jak siedziała na nim moja mama i całymi wieczorami rozwiązywała krzyżówki twierdząc, że to ją uspokaja i że musi ćwiczyć umysł, żeby na starość nie poumierały jej wszystkie szare komórki. Chodziłam po mieszkaniu i po kolei zdejmowałam folię z każdego mebla. Zapomniałam o obecności Justina, który wciąż tu był i przyglądał mi się z zaciekawieniem, ale nic nie mówił, nie przeszkadzał mi w odkrywaniu wspomnień związanych z tym miejscem.
            Kiedy weszłam do swojego pokoju, wszystko było na swoim miejscu, tak jak to zostawiłam. Uśmiechnęłam się na myśl o spaniu w tym wygodnym łóżku. Kochałam to miejsce. To była moja nora, moja kryjówka przed światem. Później poszłam do pokoju mojej mamy, w szafie jeszcze były jej ubrania. Wiedziałam, że będę się musiała ich pozbyć, ale nie chciałam jeszcze o tym myśleć.
            Wróciłam do Justina i usiadłam obok niego na kanapie. Widziałam, że czuje się nieswojo, ale nie byłam zdziwiona. Jak miał się czuć w mieszkaniu, w którym mieszkała moja mama, która umarła.
-Słuchaj Katy, ja nie mogę tutaj mieszkać, tutaj są twoje wspomnienia, a ja nie mógłbym tak po prostu tutaj być – stwierdził wzdychając.
-Moje wspomnienia są w moim sercu – stwierdziłam. - Możesz robić z tym mieszkaniem co tylko zechcesz. Najlepiej by było, gdybyś pomalował ściany, jeśli chcesz to ci w tym pomogę – powiedziałam z entuzjazmem.
-Mówisz poważnie? - zapytał zdziwiony.
-Jest tutaj strasznie ponuro, trzeba coś z tym zrobić – wzruszyłam ramionami. - Ale mój pokój zostaw w spokoju.
-No dobra, to kiedy zabieramy się do roboty?
-Ja mogę nawet zaraz – zaśmiałam się, a Justin mi zawtórował.
            Może skrycie liczyłam, że to mieszkanie zbliży mnie i Justina, może liczyłam na to, że jeśli spędzimy razem trochę czasu, to szatyn zauważy we mnie kogoś więcej niż tylko przyjaciółkę, lub dziewczynę, którą musi się opiekować. Może byłam głupia, że żyłam nadzieją. Może byłam naiwna. Ale ktoś mi kiedyś powiedział, że trzeba wierzyć w to, o czym się marzy, bo wiara to podstawa. 

~~~~*~~~~
Tak strasznie Was przepraszam, że długo nie dodawałam rozdziału, ale naprawdę nie mogłam się uporac z tą notką. Wiem, że niektórzy są oburzeni, że dodaję rozdziały tak rzadko, ale czy chcecie czy nie, musicie to zrozumiec, a jeśli Wam się to nie podoba, nie musicie mnie tak krytykowac. 
Jest jeszcze jedna sprawa. Wiem, że rozdziału nie było bardzo długo. Pod poprzednim rozdziałem jedna osoba dodała kilka komentarzy i oczywiście nie chcę tej osoby krytykowac, zauważyłam to i z jednej strony jest to miłe, ale z drugiej - nie chcę, żeby Wasze komentarze zawierały tylko jedno zdanie. I jeśli komentarzy będzie dużo, to wcale nie oznacza, że rozdział pojawi się szybciej.
Nie jestem maszyną, powtarzam to po raz kolejny.
Kocham tych, którzy wspierają mnie w trudnych chwilach. Kocham moich czytelników, którzy są ze mną przez cały czas :)
Pozdrawiam
@belieber_katy06

15 komentarzy:

  1. Anonimowy29.12.13

    jejku. cieszę się, że dodałaś rozdział. powiem Ci, że ja tak samo jak Katy chce, żeby podczas odnowy domu coś się wydarzyło między nią a Justinem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy29.12.13

    Jak byli w tym lesie to miałam taką małą nadzieje ze się pocałują . Chce żeby Justin się w niej też podkochiwał . Cudny rozdział dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, chyba jeden z moich ulubionych. Fajny pomysł na to mieszkanie, kurczę świetnie się to rozwija i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, ale oczywiście nie naciskam, bo masz swoje życie, ja to szanuję :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy29.12.13

    Ooo jeju, jak słodko <3 Oni są tacy kochani, że w końcu muszą być razem :) A to mieszkanie, totalnie mnie zaskoczyłaś! ;) No cudne jest to opowiadanie, od początku widzialam, że będzie wyjątkowe ;) Kocham Cię 💜 Życzę weny i żebyś nam dlugoooooo pisała xxx <3 Magda.

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy29.12.13

    Aawwwwww, jaki romantyczny rozdział! XD MAM NADZIEJĘ, ŻE JUŻ NIEDŁUGO POJAWI SIE KOLEJNY 😍 CZEKAM NIECIERPLIWIE KOCHANA! ;3 Buźka :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy29.12.13

    kdbsfudgfufuejer *.* o rety ! Uwielbiam to opowiadanie, całkiem miły gest z jej strony z tym mieszkaniem :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy30.12.13

    No dobra, ja zazwyczaj nie komentuję, ale w sumie... To trochę nie fair, wybacz. W każdym bądź razie, nie po to tu jestem. Czytam Twoje wszystkie blogi od baaaaardzo dawna, uwielbiam Twoje twórczości, jesteś naprawdę świetna. Ten rozdział również jest cudowny, jak wszystkie Twoje. Cieszę się, że wreszcie jest notka, nie będę przecież oczekiwać, że zostawisz swoje obowiązki i będziesz wciąż tutaj pisać. Myślę, że ludzie są w stanie to zrozumieć. Musisz pamiętać, że masz talent i ja będę czekać na kolejny rozdział niecierpliwie. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny! :)
    Dziękuję za tłumaczenie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy31.12.13

    mam nadzieję, że dla Justin'a przyjaźń z Katy też znaczy coś więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Anonimowy31.12.13

    dlaczego to musi być takie świetne ? Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział cudowny, zresztą jak zawsze. Już wcześniej zauważyłam w Twoich opowiadaniach coś więcej, niż tylko "słowa". U Ciebie jest pewnego rodzaju przesłanie. Zawierasz w rozdziałach jakby... poetyckie zwroty i fragmenty, co cholernie mi się podoba. Przez to tekst jest dużo dojrzalszy i przede wszystkim wyróżnia się. Masz ogromny talent i strasznie się cieszę, że piszesz.
    A co do rozdziału, przepiękny. Mam nadzieję, że Justin dostrzeże w Katy kogoś więcej, niż tylko przyjaciółkę, o ile już tego nie zronbił i zakocha się w niej.
    Życzę szczęścia i weny w nowym roku ;-*
    the-other-side-jb.blogspot.com
    my-heaven-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Anonimowy5.1.14

    ty sobie nie wyobrazasz jak cudowny jest ten blog ,tak bardzo orginalny i tak bardzo go kocham :'(
    do nn

    OdpowiedzUsuń
  13. Anonimowy8.1.14

    wspaniały rozdział! <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Anonimowy12.1.14

    Cudowny <33

    OdpowiedzUsuń